W Zako jest w sumie trochę tak, że największym wyzwaniem jest wyjść z domu na miasto i nie spotkać żadnego znajomego. Wszyscy mieszkańcy są jak jedna wielka rodzina tylko, że wszyscy prowadzą swój biznes i robią ze sobą interesy – a jak to wiadomo interesy z rodziną są niby spoko (z naciskiem na niby) – ale o tym, to może innym razem. Wyjeżdżając na studia do Krakowa byłam w szoku, że wychodząc z mieszkania nie widzę żadnych znajomych. Wiązało się to z tym, że po pewnym czasie wyjście z domu w dresach, czy bez makijażu nie robiło na mnie większego wrażenia, ani tym bardziej nie sprawiało żadnego uczucia dyskomfortu.
W Zako jest wręcz przeciwnie. Kiedyś, pewnego deszczowego i pochmurnego popołudnia postanowiłam wyjść na spacer z psem wykorzystując 15 minutowe „okno pogodowe” – mój pies nienawidzi deszczu, ja zresztą też, ale pozwólcie, że zwalę winę na psa. Wychodząc wyglądałam naprawdę źle (żebyście mogli sobie to lepiej wyobrazić powiem Wam, że było to podczas pierwszej fali pandemii, kiedy nikt nie wiedział o co chodzi i cieszył się, że może sobie ponadrabiać parę zaległości na Netflixie). W czasie pandemii w Zakopanem w samym centrum miasta nie było żywej duszy. Spacerując sobie spokojnie, nagle usłyszałam, że ktoś woła moje imię. Odwracając się zobaczyłam koleżankę, którą ostatni raz widziałam w 189.. nie no po prostu widziałam ją mega dawno temu. Dziwne? No może trochę dziwne, bo mam wrażenie, że wychodząc z domu włącza się jakiś niewidzialny magnes, który ściąga z okolicy wszystkich znajomych, którzy znajdują się aktualnie na samym końcu mojej listy osób, które chciałabym w tym momencie spotkać.
Żeby już tak nie narzekać to powiem Wam, że ta nasza zakopiańska wielka rodzina czasami jest ogromnym plusem. Rok temu miałam staż w Gazecie Wyborczej, w dziale newsowym i że tak powiem, był to skok na głęboką wodę. Pracowałam w dziale zakopiańskim i porównując tę pracę z pracą moich znajomych w krakowskim dziale powiem Wam, że moja praca, w porównaniu do ich pracy była czystą przyjemnością. Trzeba zrobić wywiad z toprowcem? Jak najbardziej! Tata mojego kolegi ma kolegę, który ma wujka, którego tata jest ratownikiem i chętnie udzieli wywiadu. Reportaż o restauracjach w trakcie pandemii? A proszę bardzo! Znam kilku właścicieli największych restauracji, już dzwonię do Zdziśka! A może wywiad z aktorami Teatru Witkacego? Nie ma sprawy, w sumie to uczyli mnie w szkole.
Wtedy najbardziej doceniłam naszą wielką, zakopiańską rodzinę i uświadomiłam sobie, że nasze specyficzne środowisko jest jak akwarium, w którym każda rybka jest inna i ma swoją indywidualną, ważną rolę.
Dobra koniec bo się zrobiło patetycznie,
Do następnego, albo do zobaczenia na szlaku!